poniedziałek, 10 lutego 2014

GDYNIA MOJE MIASTO.

/pamietacie o mojej awarii polskich znakow? - ratuje, jak umiem sytuacje :)/

Lubię  podróżować, poznawać nowe miejsca, przyglądać się ludziom. 
Lubie gwar wielkich miast, których anonimowość ma swój urok - nikt na Ciebie nie zwraca uwagi, gdzie zgrabnie zlewasz się z tłumem. 
Lubie cisze i spokój niewielkich miejscowości, gdzie każdy zna drugiego z imienia, a turyści stanowią nie lada atrakcje. 

Lubie tez z tych swoich podróży wracać - do domu, do mojej Gdyni.

Cudownie jest, nawet po długiej trasie, zrobić dodatkowych parę kilometrów, by przywitać sie z morzem, spojrzeć czy wszystko po staremu.

W moim mieście mieszkam od urodzenia, podobnie jak moi rodzice. Z wielkim zaciekawienie przyglądam się, jak się to miasto zmienia, pięknieje, nie tracąc równocześnie swojego klimatu. 

A gdyński klimat najzupełniej mi odpowiada - industrialny krajobraz w okolicach portu, zakamarki i przejścia, o których trzeba wiedzieć, stare budynki ze swoja historia i moja *WERANDA, w jednym z nich - przy brukowanej Starowiejskiej, w niemal stuletnim domu, który jak się okazało ma swoje imię: Willa Laguna.


Weranda (fr. véranda) – dobudówka, najczęściej drewniane lub murowane pomieszczenie, otwarte lub oszklone, przykryte dachem, umieszczone przed wejściem do budynku albo przy innej elewacji.
Weranda jest pomieszczeniem o funkcji wypoczynkowej, stawianym najczęściej przy budynkach mieszkalnych na terenach wiejskich i podmiejskich.
Tyle z wikipedii.
Moja weranda jest bardzo miejska! W samy centrum, przytulona do starego domu, w którym mieszkali Dziadkowie.
Przez werandę dawno temu, kiedy byłam jeszcze pucułowatą blondyną z długim, uwielbianym przez obie Babcie warkoczem - wychodziłam do ogrodu. Zbierałam wielgachne winniczki, które nie wiem czemu nazywałam kotletami schabowymi.
Funkcja wypoczynkowa? Jak najbardziej! Bo chociaż na werandzie pracuję z założenia - ta wykonywana przeze mnie praca, możliwość spotykania fantastycznych Ludzi, plotkowania o wszystkim i niczym powoduje, że każdy czas tam spędzony jest jak najpiękniejsze wakacje! Takie wakacje od trosk, problemów - sanatorium dla duszy:)
Miejsce magiczne dla mnie - biorąc pod uwagę moje sentymentalne podejście do świata, najlepsze z możliwych! Przez stare okna widzę zbieg ulic - dokładnie tutaj spotykały się moje Babcie z siatami zakupów i spędzały czas na niekończących się rozmowach o życiu - myślałam nawet, żeby im tam ławeczkę postawić :)



Poza sentymentami:

zachwyca mnie nasza miejska zieleń - juz o tym wspominałam kiedyś TUTAJ. Jest to cos, co niezmiennie przyprawia mnie o uśmiech! I nie mogę się doczekać, kiedy znów pokolorują się klomby. 

Absolutnie przepadam tez za tym,ze wszędzie gdzie potrzebuje mogę dostać się pieszo :) Wychodząc z domu wystarczy kilka chwil by dotrzeć do lasu, przez las nad morze. To tak spacerowo. 
Do pracy takze mogę spacerem - przez miasto, na nogach. 
Biegać wzdłuż morza, nasłuchiwać krzyku mew czy fal bijących o falochron, ze po piasku bosymi stopami tez mogę, w razie ochoty.

Choć wiatru się boje, lubię gdy od czasu do czasu huczy za oknem. 
Jest tu kameralnie całkiem. 
Trafiam bez przerwy na Ludzi ciekawych, pełnych pasji, robiacych fantastyczne rzeczy, Gdynia jest taka "zywa".

Całkiem sporo się tu dzieje - muzycznie, kulturalnie. 
Nie brakuje wydarzeń dedykowanych małym i duzym, fajnych, społecznych inicjatyw, miejsc ciekawych. 
Chociaż bywa, ze tak jakoś pusto i głucho się wydaje. Poznym wieczorem, w centrum miasta..

Czuje się tu dobrze i na miejscu i ciesze ogromnie, ze właśnie w Gdyni mieszkam, pracuje, ze tutaj urodziły się i dorastają moje dzieci. 

Czy widzę minusy? Do głowy przychodzą mi np takie:
* Sea Towers - no nie lubię, nie podoba mi się, wyrosły w miejscu moich spacerowych rejonów z dzieciństwa, nie pasują.
* Riviera - z założenia NIE, bo nie znoszę CH i zupełnie nie rozumiem po co to? Klif poczciwy przecież mamy :)


A dlaczego o tym dzis akurat? 

Bo jest 10,02 - urodziny Gdyni! Osiemdziesiąte Osme! 




* Ponizej pozdrawia Was ze zdjęcia mała JA - Gdynianka / nie mylic proszę z pizzerią :)
Ze swojego gdynskiego dziecinstwa pamiętam spacery nad morze - tłuste tacki po fladrach i sol w słoikach z podziurawiona zakrętką
Pamietam sklepy, których juz nie ma, kultowe ponoc restauracje, zapach (nieznośny) mączki rybnej, który szczypał w nos. 
Pamiętam frytki w barze Nocuś, Lego w Pewexie i lody z Balbinki, jak w Rococo Pani przekłuwała mi uszy - na ziemniaka, na Skwerze rosły maki, a w okolicy Contrastu stala budka z goframi.. 

Cudowna podróz do przeszłości!





Piękniej nadal Moje Miasto! 
A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz