poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Nowy kocyk Panny Polki

Jestem urzeczona swoim romansem z Maszyną:) Chociaż - jak w każdym związku - zdarzają nam się zgrzyty, moja nią fascynacja nie maleje!

Trzeba o nią dbać i poświęcać jej czas, by była łaskawa i nie plątała. Poświęcać uwagę i trenować, by minimalizować ilość prucia. Karmić - stosownie do naszego wspólnego gustu - dobranymi tkaninami, które tworzą spójną i odpowiednią dla naszej estetyki kompozycję.

A do tego: ma na imię Ewa, zupełnie jak moja Mama oraz ja - na drugie:) 

W wyniku tej romantycznej historii powstają powoli, cierpliwie i z coraz lepszym rezultatem, nasze wspólne prace - takie najmilsze ze wszystkich domowych!

Moim celem szyciowym jest paczłorkowa narzuta - taka duuuża, z bardzo wielu elementów, być może z moim własnym wzorem, idealnie kolorowa i niemal idealnie równo uszyta! 

Aby do swojego celu się zbliżać, tiptopkami, bo nauka już dawno nie sprawiała mi tyle przyjemności i nie pamiętam kiedy byłam równie zdeterminowana - szyję sobie formy mniejsze:)

Kocyk - mój absolutnie pierwszy, totalnie "po mojemu", CIESZY! 
To taka znowu wesoła kompilacja materiałów nowych i z recyclingu, w mojej ulubionej wiosennej kolorystyce.

Wspominałam już,że biały materiał o kratkowej fakturze, będący tłem górnej części, to pocięty szlafrok! Prezent, jaki otrzymała moja siostra, a który niekoniecznie jej pasował - przeleżał w swoim oryginalnym opakowaniu także na mojej półce.
W pewnym momencie, przy okazji porządków w ubraniowej szafie, powstało specjalne miejsce na ciuchy pt NIE DO NOSZENIA, MOŻE SIĘ PRZYDA DO SZYCIA, ZOSTAWIĆ. Szlafrok nie byle jaki, bo taki do SPA, nie żadna frota lecz czysta bawełna,a że z Tchibo to jakość jak trzeba:)

Druga rzecz "z odzysku" to materiał w maleńkie różowe kwiatki, tworzące skośne linie - w oryginale sukienka, na którą nie mogłam namówić mojej Zu i myślałam o tym, by ją sprzedać, albo chociaż obdarować jakąś młodą damę - całe szczęście została ze mną, a teraz dzielę się nią po kawałku.

Warto jeszcze wspomnieć o najbardziej wyraźnym wzorze - jabłuszka to wzór Apple Dot Michael'a Millera.



Pół na pół czyli : stare + nowe = LOVE :)

Z kocykiem to było tak,że powstał w odpowiedzi na minkowego metkowego przytulaka - tak się ucieszyłam na wiadomość o narodzinach małej Poli,że aby to uczcić uszyłam prędko upominek, od dalekiej ciotki. 
Z meciakami jest fajnie, bo nie potrzebują dużo materiałów, ani wiele czasu, a jak się przekonałam - są absolutnym hitem wśród niemowlaków:)  



A dla potwierdzenia milusińskich zamiłowania do metek:

Mały Maciek i jego miętolony przytulak - metki trafiły w jego gust:)
Najlepsza rekomendacja!


Przyszedł zatem moment, aby Wam przedstawić efekt końcowy moje pracy. 

TADAM! 
Oto jest kocyk, a w rolę modelki wcieliła się Panna Misia - rówieśnica mojej Zu, bardzo wdzięczna postać, o której mam zamiar kiedyś dłużej opowiedzieć:)

Są zatem materiały nowe i stare, te z niższej półki, ale też markowe. Są ściegi proste, ale nie mogło zabraknąć moich ukochanych zygzaków. Nici tylko w 2 kolorach - blady, a może pudrowy róż oraz odpowiednio soczysty, ale niezbyt intensywny zielony. Są drobne prążki, jak i wyraźny wzór. Jest też aplikacja, dzięki której nie ma wątpliwości, do kogo kocyk należy! Spód kocyka pikowany.

A z zupełnie technicznych informacji: pomiędzy warstwami materiału znalazła się ocieplina / runo, dzięki czemu kocyk i ogrzeje i posłuży jako miękka mata dla takiego zupełnego maluszka.

Wymiary: ok 75 x 55 cm tj nieduży,lecz idealny do wózka:)






Już wymyślam co dalej, lista zakupów nie maleje, zdrowy rozsądku -nie odchodź!
Podpowiem tylko,że mam ochotę na pudrowe róże w połączeniu z szarością i turkusy..

Na tapecie metki - wszywki, badanie rynku  i rozgryzanie pojęcia "krzywe" - wymarzyłam sobie, by wszystko co robię - choćby zostawało w najbliższym gronie, było taką wszywką "podpisane". 

"Lilkowa-szpilkowa" naszywka - nie będzie wątpliwości,że to efekt mojego romansu z Ewą!

Pozdrawiam - połamana jakąś grypą i z ulewą za oknem - wiosennie!
A.


2 komentarze: