Ponieważ zalega mi tu post w wersjach roboczych, wrzucę ostatnią część wakacyjnej kroniki w formie albumu ze zdjęciami -nie mam weny, ale tak zupełnie na poważnie..mam nadzieję, na jej szybki powrót!
Po technicznej przerwie na szaleńczy wysiłek remontowy fizyczno-logistyczny, zapomniałam już trochę, że niedawno byłam na cudownych wakacjach..
Poprzednia część opowieści skończyła się na włoskiej pizzy w Genui, dziś zaczynamy od pięknej widokowej trasy wzdłuż brzegu jeziora Garda, przez włosko- austryjacką miejscowość, u stóp wysokich gór, by wreszcie przedrzeć się przez groźne i kręte górskie drogi, wiodące ponad trzy tysiące metrów n.p.m.
GARDA -po wielkiej ulewie |
LAWENDA moja ukochana. |
Mała pachta.. |
widoczki.. brakuje fioletowej krowy jedynie :) |
MOR DOR |
Bardzo bym chciała kiedyś wrócić do tego "wpisu" i opowiedzieć o wrażeniach z podróży :)
Póki co, zostawiam Was z obrazami!
Wracam do szmaty i pronto :) CIAO!
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz