Plan na majowke nakreslil sie juz jakis czas temu, kierunek - Bialystok i okolice. W towarzystwie kolezanek z mojej szkolnej pracy, nauczycielek, dyrekcji, pan z tzw obslugi. Wyjaz 5,30 - dla niektorych pora szokujaca, ja z ta godzina zdazylam sie przez kwiecien oswoic i bardzo polubic. O 5,30 pieknie mozna slonce przywitac, biegnac lasem lub brzegiem morza - to jedno z moich najfajniejszych odkryc tego roku, a moze i wielu lat. Zatem spakowana w nieduza walizke, z butami do biegania na dnie, ruszylam w nieznany mi dotad zakamarek swiata.
O godzinie 6,00 slonce juz z calkiem wysoko smyra promykami:
W drodze zatrzymalismy sie w szumnie nazwanej w planie wycieczki HUCIE SZKLA, bo byla to hutka co najwyzej. Nie zmienia to faktu, ze pierwszy raz na wlasne oczy widzialam, jak z kupy piachu, przy uzyciu rozgrzanego do czerwieni pieca, sprawnych rak i pojemnych pluc - powstaja szklane cudenka.
Prognozy pogody byly bezlitosne - mialo sie chmurzyc, padac, wiac.. Po dniu spedzonym niemal w calosci w autokarze, na malym koncu swiata, przywitalo nas slonce! Zielen tak soczysta i cale pola mleczy! Nigdy wczesniej nie widzialam tak wielkich mleczowych polaci!
I mozna bylo niemal boso spacerowac!
Ku mojej ogromnej radosci, udalo sie rozlokowac, zjesc i nawet przy ognisku posiedziec - zanim slonce zaszlo. Zlapalam jego ostatnie promienie lezac niemal w mlodziutkim zbozu, co naturalnie spotkalo sie roznego stopnia zrozumieniem ze strony moich kompanow:)
6,00 dnia kolejnego. Run Lola! W moim biegowym outficie ruszylam - przez okno ( drzwi gospody byly zamkniete na amen) na podboj nieznanych sciezek. Powietrze mrozne zapieralo dech w piersiach - doslownie, a mniej doslownie dech zapieraly przestrzenie niezabudowane - pusto po horyzont! Zadnych domow, gospodarstw, samochodow!
Atrakcjami dnia drugiego byly kolejno: cerkiew w Hajnowce oraz Puszcza Bialowieska. Przewodnik fantastyczny - przyswoilam kawal wiedzy nowej! Po pierwsze dotyczacej religii prawoslawnej, po drugie - co mnie urzeklo kompletnie, na temat tamtejszej przyrody! Przypomnialam sobie, jak bardzo uwielbialam lekcje biologii, zbieranie lisci do zielnika, wachanie, smakowanie.
BRODACZKA ponoc. Wybredna, jesli chodzi o obszar wystepowania i chroniona. Wybiera obszary wolne od zanieczyszczenia pewnymi pierwiastkami. Piekna.
I CHROBOTKI, ktore swoim wygladem przypominaja podwodne stwory. Takie wodorosty, tyle, ze na pniu wyrosly :)
Urzekla mnie tez marketingowa strategia pana pszczelarza, bartnika. Ponizej przeczytacie, ze tylko u niego mozna kupic prawdziwy bialowieski miod:)
Sniacy, moj kompan szukal wytchnienia w brzozowej chatce:)
A tutaj mili moi moglabym zamieszkac od zaraz! Piekna architektura, zdobienia, kolory i te jaskrawo zielone paprocie pod oknami - szpilkowo na maksa!
Po drodze kolejne przyrodnicze ciekawostki:
I ktos tu chyba ma sen mocny, albo slaba koordynacje :)
Kraina grzybow
Duchy starych drzew. Momentami mialam wrazenie, ze to jakas basniowa kraina - widoki jak z Wladcy Pierscieni. Deby liczace sobie kilkaset lat przypominaly bajkowe Enty!
SZCZAWIK ZAJECZY - zostalam nim uraczona przez pana przewodnika:)
I hubowa rodzina, ktora przypomina wielka muszle z egzotycznego morza.
CZOSNEK NIEDZWIEDZI, ktory zgodnie z rekomendacja pani ze stoiska z ziolami i przyprawami - pachnie i smakuje czosnkiem, ale z ust czosnku nie czuc!
I cale morze tej rosliny:
Na polnoc ktoredy? :)
Magia! Ja wiem, ze nie kazdy jest wrazliwy w takim stopniu, ale.. Trudno mi uwierzyc, ze to miejsce moze nie robic wrazenia. Czujesz sie tutaj gosciem. Z rozwaga stawiasz kazdy krok, by nie zdeptac niepokornej rosliny, ktora zapuscila sie na sciezke, slimaka, zuka. Az trudno uwierzyc, ze spiew ptakow moze byc tak glosnym i jedynym dzwiekiem, ktory do Ciebie dociera. Ze slyszysz tych ptasich glosow tak wiele. Drzewa szumia wyraznie smagane wiatrem, momentami w ogole nie widzisz nieba, tylko zielony dach. A zielen o tej porze roku jest najpiekniejsza -zywa, soczysta, momentami jaskrawa! Jestem bardzo szczesliwa, ze moglam tam byc, wdychac gleboko zapachy i cieszyc oczy, ladowac akumulatory! Wroce!
A z ciekawostek - wracajac mijalismy miejscowosc Teremiski, w ktorej mieszka podgladany przeze mnie na fejsbuku - pan Wajrak - serdecznie zachecam do sledzenia bloga
NIE TEDY DROGA oraz
fb profilu ADAMA WAJRAKA.
Trzeci dzien wycieczki i Suprasl - kolejna cerkiew i kolejny charyzmatyczny "opowiadacz". Przysiegam, ze nie slyszalam wczesniej na zywo czlowieka, ktory by tak pieknie opowiadal! Zdania zlozone wielokrotnie, dobor slow, ton glosu - brzmialo to jak najpiekniejsza piesn :) Delektowalam sie zatem opowiescia na temat historii dlugiej tego miejsca, oczy nacieszylam widokiem - chociaz to "jedynie" rekonstrukcja zdewastowanej przez niemieckie, uciekajace oddzialy - cerkwii.
Nie bylabym soba, gdybym nie pozbierala kolorowych obrazow. Obdrapane drzwi, sciana chaty, brukowana droga i nazwa ulicy, ktora pieknie posluzyla za kartke z kalendarza.
Zycie...
A to juz widok z okna autokaru. Rzepak i zolto po horyzont!
Meczet -jeden z dwoch w okolicy. Kolejna lekcja o kulturze, tradycji, Tatarach. Boso, ciekawie i aromatycznie...
I kolejne miejsce z niebywalym klimatem..
Przy okazji tatarskiej wioski - pyszne cebulaki!
Na pozegnanie nieco tajemniczy, choc niezwykle ujmujacy Bialystok.
To byly intensywne, pelne ochow i achow 3 dni. Wszystko sie zgadzalo - dopisala pogoda, kolejni przewodnicy raczyli fantastycznymi opowiesciami, czuje sie nakarmiona wiedza. Udalo mi sie delektowac natura, chlonac zapachy, widoki, smaki. Wroce tam jeszcze. Z rowerem.
Majowo pozdrawiam,
A.