piątek, 26 lipca 2013

PRZYJEMNE ZADANIE

Spać nie mogę, mewy wrzeszczą, woła pokrojona praca - prawdę mówiąc bardzo jestem niecierpliwa!

Nie mogę już doczekać się efektu!

Będzie to pakiet 3w1 czyli pikowana kołderka, płaska podusia do wózka/łóżeczka oraz śniulaczek.
Zamówienie brzmiało tak : "kocyk jak ten Poli, tylko dla chłopca + podusia i koniecznie ten Twój śniaczek".

Dla przypomnienia: kocyk Poli



Zatem będzie do Polkowego podobnie wykonany - naszyję koła z pięknych tkanin, przepikuję, tasiemki dołożę, będzie imię maluszka w prawej dolnej części.

Podusia już tylko czeka na wypchanie - płaska będzie, czyli w sam raz już dla najmniejszych milusińskich -z jednej strony grochy, z drugiej piękny szary minky.

Śniulaczek dopasuje się do kolorów narzuconych przez większe formy, ale że lubi się wyróżniać - ozdobi się nieco zielonym kolorem. Żeby nie było - nie zabraknie na jego brzuszku inicjału chłopca, do którego trafi za jakiś czas.

Szybki kadr i albo zasnę na chwilę, albo najciszej jak się da postukam igiełką :)







I śniaczek, choć jeszcze pokrojony - sam tak będzie jeden na półce siedział, bo całe starsze rodzeństwo wybyło  - pewnie teraz jeszcze dosypiają w małych ramionach swoich nowych przyjaciół i zbierają energię na bycie tulonym, międlonym i ciumkanym:)

A już za tydzień .. - trzymajcie proszę kciuki, jak wszystko skończy się pomyślnie - opowiem:)

fajnego piątku
A.

środa, 24 lipca 2013

BABCINA MAGIA

Sentymentalna ze mnie bestia, nie ma co z tym dyskutować. Ma w sobie mnóstwo magii wyciąganie z głowy ciepłych wspomnień, kolorowych obrazów.

Uwielbiam np zamknąć oczy i wciągnąć głęboko znajomy zapach, od którego otwiera się jakaś zakurzona szuflada w głowie. Zupełnie jak dzisiaj..

O mojej fantastycznej Babci wspominałam już w paryskim poście TUTAJ. Myślę o Niej często i czuję obecność, a czasem odwiedza mnie w snach - jak ostatnio, kiedy mogłam zobaczyć Jej ciepły uśmiech.

Babcia była cudownym człowiekiem - wytworna dama, ale zawsze z pysznym obiadem, kiedy przyszło się niespodziewanie w odwiedziny. Jej torba zawsze skrywała smakołyki, ostatecznie gumę miętową, a szafki kuchenne nieskończone pokłady rarytasów - skrzypiały te drzwiczki nieszczęsne, co skutecznie utrudniało włamy :)

Babcia była mądrym człowiekiem - zawsze imponowała mi sposobem, w jaki z nami rozmawiała.
Kiedy byłam już dorosła nie mogłam się często nadziwić, jak sprytnie prowadziła rozmowę, nie unosiła się, jakich używała argumentów - nawet wtedy, kiedy rzeczy działy się zupełnie nie po Jej myśli.

Babcia uciekała się do różnych form wywierania wpływu, pomysłowa była i szalenie uparta!
I tę babciną cechę przejęłam w pełni :)

Historia pewnej maszyny zdaje się najlepiej ilustrować Andziową strategię..

Nie pamiętam jak to się stało,że zapragnęłam nauczyć się szyć. Pamiętam,że od zawsze eksperymentowałam z różnego rodzaju hand-made'em, ale w żadnej z poznanych dyscyplin nie udało mi się wytrwale dążyć do perfekcji.

Kiedy teraz romansując już z maszyną natrafiam na uszyte ręcznie torby - haftowane krzyżykami czy z wszytym zamkiem - choćbym nie wiem jak wytężała głowę - nie mogę sobie przypomnieć skąd ten zapał się wziął, czy ktoś mnie zainspirował wtedy, dlaczego to szycie mnie zaczęło intrygować.

Wiedziałam,że Babcia miała maszynę, chociaż w życiu nie widziałam, by z niej korzystała. Wiedziałam też, jak bardzo Babcia nie znosiła cerowania, zszywania dziur itp - a to kolejna nasza wspólna cecha - co potwierdzi moja Mama! Nienawidzę przyszywać guzików, zaszywać dziur itp - mimo umiejętności haftowania krzyżykami, doboru kolorów itd nigdy chyba nie udało mi się zaszyć dziury w ubraniu nitką w kolorze choćby zbliżonym do łatanego ubrania.. Wewnętrzny opór jakiś i bunt przeciwko wykonywaniu tej czynności kazał wybrać czerwoną nić do niebieskich getrów np. I ostatecznie moje dzieci w sytuacji awaryjnej natychmiast kierują się do swojej Babci, a mojej Mamy :)

Wracając do maszyny - biadoliłam i prosiłam o naukę szycia, co jakoś nie spotkało się z babcinym entuzjazmem. Babcia jednak doskonale zapamiętała,że maszyna stała się przedmiotem mojego chorego pożądania i w swoim niepowtarzalnym stylu wykorzystała tę wiedzę..

W czasie moich życiowych zawirowań Andzia postawiła mi pewien warunek, po spełnieniu którego maszyna miała trafić w moje ręce..

W efekcie tego starcia tytanów już kilka dni później .. miałam swojego Łucznika kupionego mimo mizernej ówcześnie sytuacji finansowej - w jednym z gdyńskich marketów.

Coś tam sobie poszyłam nieudolnie, chociaż zasłonki w pokoju dzieci wiszą do dziś - maszyna trafiła na dno szafy.

I tak tam leżała długi czas, lata chyba, aż wreszcie w marcu przypomniałam sobie o niej i od tego momentu zaczęły się przytrafiać kolejne sytuacje, które umiałam wykorzystać, by dziś sobie szyć z przyjemnością.

Zanim Babcia odeszła - z czym nie do końca nadal umiem się pogodzić - udało nam się wyjaśnić wszelkie trudne zagadnienia. Wśród nich także to, które doprowadziło do zakupu mojej maszyny..

Nie zmienia to faktu, że gdzieś tam po drodze babcina maszyna trafiła w ręce moje kuzynki - żeby nie było - z tą sytuacją jakoś się pogodziłam, bo kuzynka też kochana :)

Dzisiaj przytrafiła mi się bardzo magiczna rzecz. Dzień generalnie sympatyczny, choć leniwy. Siostra odwiedziła, udało nam się pogadać o życiu i wspólnie odwiedzić wspomnianą kuzynkę i Jej fajową familię.

I wiecie co - wyszłam od niej niosąc przed sobą ciężką jak sto smoków, piękną choć nieco już sfatygowaną zieloną walizkę..

I nie było to moim celem, planem chytrym ani intrygą - tak wyszło. A ja umieram z radości!










Zanim postawiłam ją na stole zrobiłam porządek, bo aż głupio było w nieładzie witać tak specjalnego gościa. I oczom swoim nie wierzę - piękne zielone cudo, jedyna w swoim rodzaju, Husqvarna..

A wewnątrz walizki, w kratkowej kieszonce pożółkła książeczka pachnąca babcinymi szufladami.

Wzięłam zatem potężnego sztacha i tak przyjemnie zakręciło mi się w głowie - opowieści na dobranoc, mleko z czosnkiem i miodem na chorobę, wykrochmalona pościel i kojące głaskanie po głowie..

Tym bardziej to wszystko dla mnie magiczne, ze względu na czas - 21,07 to data urodzin, a 26,07 imienin mojej Babci Anny, która zwana była Hanką przez większość, a przeze mnie Andzią, Hanutą, Hanutką.

Taka może ckliwa historia, ale dedykuję ją mojej Mamie, Siostrze, Kuzynkom i Andziowym prawnukom, które mogły Ją poznać.

A żeby nie było już tak poważnie opowiem Wam o ostatniej urodzinowej kartce, jaką od mojej Babci dostałam.

Babcia uwielbiała i mogła godzinami oglądać programy o małpach, o których z wielkim entuzjazmem opowiadała. Na moje kartce był szympans i podpis: " no nie, znowu masz urodziny.." Kto Babcię znał, potrafi sobie w jednej chwili wyobrazić, jak by te słowa zabrzmiały w Jej ustach :)



Z wielkim namaszczeniem usiadłam zatem do zielonej maszyny - trzeba wymienić żarówkę.
Pięknie stuka, zostawia regularne zygzaki i taka jest.. niepowtarzalna i wyjątkowa. Jak przystało na rzecz należącą do wyjątkowego Człowieka.

Podekscytowna i urzeczona,
A




wtorek, 23 lipca 2013

TRÓJMIASTO SZYJE part 3



Pierwsze spotkanie było medialne, drugie mnie ominęło z powodu wakacji - o których z pewnością za jakiś czas Wam opowiem, trzecie natomiast wypadło rodzinnie!

Wczoraj po godzinie 17tej na ul. Abrahama 11 spotkałyśmy się w wiadomym celu - o przepraszam! Spotkaliśmy, bo swoją obecnością zaszczycił nas pewien mężczyzna.

Mały co prawda, nie bardzo garnący się do szycia - mój syn osobisty do tego :)
Najmłodszy zarządził uszycie małpy lub sfinksa - doszedł do wniosku, że przecież także starsze dzieci mogą być pacjentami hospicjum, a takim różowe królisie wcale nie muszą się podobać.



Rozpoczął zatem małpi projekt - przyznam szczerze .. nie podołałam ;) Samozwańczy kierownik na chwilę zamienił się w fotoreportera i zrobił bardzo ciepłe mamino-córowe zdjęcie, na którym uchwycił także efekt rodzinnej współpracy :)


Było bardzo sympatycznie, ale nie wchodziło w grę żadne rozprężenie! w wyniku takiego skupienia :


burzy mózgów, fruwających szmatek i nawet frustracji momentami ( moja maszyna odmawia współpracy, płata figle i psuje bez potrzeby ściegi! )





Po trzech godzinach spotkania powstała kolorowa drużyna z misją - powodować uśmiechy!



Ponieważ są wakacje, korzystamy z okazji aby wyrwać się o ile tylko mamy taką możliwość - z naszą frekwencją bywa różnie..

 Bardzo zachęcam wszystkich do udziału w naszych spotkaniach! Tych, którzy się nudzą, chcieliby, ale się boją, tych co do Gdyni wpadli na chwilę - ZAPRASZAMY.

O kolejnych spotkaniach będziemy informować na fb fanpejdżu.

Do poczytania o tym jak rodził się projekt:

- Aktywistki
- Aktywistki cd
- Aktywistki cd cd
- Ważny poniedziałek

Dziękuję za wczorajsze popołudnie LEJDIS + Kierowniku!
Do następnego!
A.

P.S.

Macie jakiś wykrój małpy??? ;)

niedziela, 7 lipca 2013

WAŻNY PONIEDZIAŁEK

Teoretycznie wakacje trwają od tygodnia z haczykiem - pracuję w szkole, zatem jak szalona cieszę się słysząc ostatni dzwonek. Szczególnie w tym roku, kiedy nie mam żadnej innej pracy! Poważnie!

Dwa miesiące bez budzika!

Plan był taki - odpocząć, nic nie musieć i nigdzie się nie spieszyć i w końcu WYSPAĆ SIĘ za wszystkie czasy.

Zapomniałam jak zwykle o kilku istotnych przeszkodach na drodze do realizacji planu, oraz o tym,że nie wszystko planować się udaje - np taki ból głowy trwający pięć dni nie mógł być przewidziany.

Zapomniałam, że Opener - chociaż to fantastyczne muzyczne wydarzenie, też potrafi dać w kość: kilometry do przemierzenia, późne powroty i niekoniecznie późne pobudki - syn na festiwalu nie był, więc raźnie wstawał skoro świt, sąsiedzi z piętra niżej także zaplanowali wymianę drzwi akurat na 7,20 w sobotę -z wierceniem, kłuciem, stukaniem...

Muzyczne święto dobiegło końca, zaplanowany wyjazd na wakacje już jutro w nocy - BIESZCZADY!
10 dni totalnej laby, bez komputera, internetu, spraw do załatwienia na już - trochę się martwię czy podołam, będziecie na mnie czekać? ;)

Mała zajawka - z bieszczadzkich wakacji sprzed 4 a może już 5 lat?









Ale zanim wyjadę czeka mnie szalony i ważny poniedziałek - zacznie się jutro o 10 w Urzędzie Miasta Gdynia! Że się denerwuję to mało powiedziane! Jestem przejęta do granic możliwości!

Jutro, na konferencji prasowej w pokoju 105, opowiem zebranym dziennikarzom lokalnych mediów
o naszym projekcie - TRÓJMIASTO SZYJE ma jutro swój wielki debiut! Po pierwsze dlatego,że zrobi się wydarzeniem medialnym, po drugie - w poniedziałkowe popołudnie spotykamy się z dziewczynami pierwszy raz na żywo, przy kawie i ciastku będziemy wymyślać, dyskutować i przede wszystkim szyć.

Będziemy szyć pierwszą turę maskotek, których bojowym zadaniem będzie powodować uśmiechy na buziach małych pacjentów hospicjum!

Właściwie nie martwię się o sam przebieg spotkania - frekwencja jaka będzie, taka będzie. Choćby miała przyjść garstka dziewczyn, pociśniemy na maksa! Jeśli będzie nas dużo, ponad program - nie szkodzi, mamy miejsca sporo do dyspozycji i zadania rozdzielimy sprytnie:)

Trzymajcie mocno kciuki! Wszelkie wsparcie dziko pożądane!

A co do wakacji - jak myślicie, zabieram maszynę?

przejęta tysiąc
A.

środa, 3 lipca 2013

TRZY CZTERY OPEN'ery ;)

To będzie tylko taki szybki strzał!

Przedstawiam najświeższy i szalenie energetyczny gryzak-przytulak.

Od spodu guziczkowy minky w pięknym turkusowym kolorze, na górze kolorowe romby.

Są też piękne metki - mój najświeższy nabytek - szopy ninja, aligatory czy figlarne małpki.

Między polarkiem a górną warstwą znalazła się puchata ocieplina, która sprawia,że meciak jest jeszcze fajniejszy do memłania:)

A między nimi schowała się jedna specjalna wszywka:






Psotne zdjęcie stanęło na głowie;)

Jak zwykle zainteresowanych zapraszam do kontaktu na maila : lilkiszpilki@gmail.com lub na fb

A teraz znikam, żegnam się czule z maszyną i oddaję kolejnej pasji - Open'er 2013!!




 muzycznie pozdrawiam
A.